„Krwawy księżyc” – K. C. Hiddenstorm
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Gdy tylko zobaczyłam okładkę wiedziałam, że muszę kupić książkę. Po przeczytaniu opisu byłam pewna, że to powieść dla mnie – bo uwielbiam mroczne, pełne zaskakujących zwrotów akcji thrillery.
Zapowiada się rewelacyjnie
Główni bohaterowie to małżeństwo pisarzy – a to, moim zdaniem, fantastycznie rokuje. Wyobrażam sobie ekscentryczne zachowania, które skutkują zaskakującymi zwrotami akcji.
Ona to Victoria Page. Świetna pisarka, odnosi spektakularne sukcesy.
On to Thomas Wilde. Pisze biografie i jest w tym dobry. Ale nagle podpisuje fantastyczny kontrakt na cykl powieści kryminalnych.
Małżeństwo przeprowadza się do Nowego Jorku. Thomas kupuje prestiżowe mieszkanie w świetnej lokalizacji. Opływają w dostatki. On wydaje swój pierwszy kryminał. I zaczyna się…
Niemal z dnia na dzień sielanka pryska. W dobrym, zgranym małżeństwie wszystko przewraca się do góry nogami. Thomasowi i Victorii dosłownie odbija. Thomas przynosi do domu walizkę pieniędzy i z radością pali je na balkonie. Viki ma sny, które mieszają jej się z rzeczywistością (sama nie do końca wiedziałam, kiedy akcja dzieje się we śnie, a kiedy w realu). Na domiar złego akcja książki Thomasa przenosi się na ulice Nowego Jorku – po mieście krąży Księżycowy Zabójca…
„Krwawy księżyc” – rozczarowanie
Na pierwszy rzut oka opis fabuły brzmi świetnie.
Niestety, każda kolejna strona przynosi nowe rozczarowania…
Bo pomysł na fabułę bardzo dobry, ale wszystko jakieś takie płytkie. Począwszy od postaci po akcję… Thomas, Victoria, nawet jej brat Henry – wszyscy są nijacy. I nie chodzi tylko o to, że budzą czy nie budzą sympatii. Chodzi o to, że ich nie poznajemy, są bezbarwni. A ich działania? No cóż…
W powieści w pewnym momencie pada zdanie:
Niektórych przeszkód nie da się pokonać. Trzeba je obejść.
Zdaje mi się, że autorka wzięła je sobie trochę za bardzo do serca pisząc książkę. Sporo wątków pozostawia wiele do życzenia, są niedopracowane. Szczególnie zawiodłam się na głównej bohaterce – autorka wykreowała ją na pustą, mdłą i nijaką… A przecież odniosła sukces jako pisarka. Została brutalnie zgwałcona i pobita przez męża – to powinno ją ukształtować. Niestety…
Wątek thrilleowo/horrorowy – słabiutki…
Ale w książce pojawia się też wątek paranormalny – takie również uwielbiam! W „Krwawym księżycu” ten wątek pojawia się, niestety, dopiero na samym końcu. Osobiście odniosłam jednak wrażenie, że pełni rolę wrzutki, która jest antidotum na brak pomysłu na zakończenie…
Mam pewną słabość – lubię czytać książki do końca. Zawsze staram się dać szansę (bo a nuż coś się jeszcze zadzieje). W tym przypadku nie żałuję, że przeczytałam do ostatniej kartki. Żałuję, że w ogóle kupiłam… Mówi się, żeby nie oceniać książki po okładce – a ja to właśnie zrobiłam.
„Krwawy księżyc” – podsumowanie
Odbieram „Krwawy księżyc” jako słabiutki kryminał z przemocą domową w tle i zakończeniem z zupełnie innej bajki. Chcę jednak wierzyć, że powieść – mimo wszystko, znajduje swoich amatorów.
PS.
Chodzi mi po głowie jeszcze jedno pytanie: dlaczego polska młoda pisarka z Białegostoku za miejsce akcji powieści wybiera Nowy Jork, a nie np. Poznań? Czemu główni bohaterowie to nie Wiktoria i Tomasz? To jakiś kompleks???
***
Szukasz dobrej książki? To Cię zainteresuje!
- „Złudzenie”, Charlotte Link – KLIK
- „Przebudzenie zmarłego czasu”, Stefan Darda – KLIK
- „Lot 7A” – Sebastian Fitzek – KLIK